Start Historia Początek
Początek PDF Drukuj Email
Wpisany przez Tirith   
niedziela, 05 lutego 2012 09:52

Deszcz lał jak z cebra rozbryzgując się o drewniane molo. Młody, chudy mężczyzna odziany w długą szatę biegł niezgrabnie wzdłuż przystani, jedną ręką kurczowo trzymał grubą księgę przyciskając ją do piersi, a drugą rozpaczliwie łapał równowagę na śliskich deskach. Zdyszany i kompletnie przemoczony, klnąc pod nosem stanął przed trapem prowadzącym na pokład wielkiego statku przerobionego na karczmę. Ostrożnie wszedł do środka rozglądając się uważnie dookoła. Intensywny zapach alkoholu i palonego ziela niemal ściął go z nóg. Zatykając nos skrawkiem szaty przeciskał się przez rozkrzyczany tłum bywalców knajpy. Gdy wreszcie dopchał się do kontuaru opadł ciężko na wysoki stołek barowy.

- Witaj zacny karczmarzu - zagadnął grubego człeka w poplamionym fartuchu - Poszukuję mości kapitana Bulpa Jednookiego, doszły mnie słuchy, iż przebywa w tymże znamienitym przybytku.

Karczmarz spojrzał na niego spode łba i brudną szmatą wskazał miejsce w rogu izby.

- Dziękuję dobry człowieku - młodzieniec podreptał w stronę pogrążonego w oparach dymu stolika przy którym siedział, a właściwie spał starzec odziany w brudne i znoszone ubranie oficera okrętowego.

 

- Ekhem... - zaczął niepewnie - Czy mam zaszczyt z osławionym kapitanem Bulpem Jednookim?

- Hę...czego? - marynarz leniwie podniósł kapelusz i spojrzał mętnym wzrokiem na przybysza.

- Jestem niezwykle rad z naszego spotkania, nazywam się Frederick Apolueth II Junior i jestem...

- Ale głupio...hłe hłe... - przerwał mu starzec.

- Proszę? - młodzieniec uniósł brwi.

- Głupio cię nazwali strasznie... - kapitan zanosił się rubasznym śmiechem.

- Hmm...no cóż - zdezorientowany Frederick próbował kontynuować - Jestem kronikarzem wysłanym przez Wielki Konwent Historyków mieszczący się w...

- Do rzeczy młokosie!

- Eee...tak,tak...prowadzę pracę nad spisaniem historii Nelderim i zasłyszałem żeś ty panie, wielce obyty w świecie, niezwykle rozległą wiedzę w temacie posiadasz.

- No i...?

- Czy nie zechciałbyś w swej łaskawości uszczknąć rąbka tajemnicy i oświecić mnie wydarzeniami z zamierzchłych czasów? - młodzieniec spojrzał na kapitana z nadzieją i entuzjazmem.

- Nie. - Bulp naciągnął kapitańską czapkę na oczy i oparł się o ścianę.

- Ależ...ależ ta historia będzie spisana dla potomnych!

- Nie.

- Jakże to, toż to niezwykły zaszczyt ślad swój zostawić na kartach historii piórem pisanej!... - kronikarz z paniką w głosie próbował przekonać kapitana.

- Daj mnie spokój... - rzucił spod kapelusza

- Eh...Konwent mnie na to przygotował - zrezygnowany młodzieniec wyjął z fałdów szaty pokaźny mieszek.

Kapitan łypnął okiem na woreczek monet i leniwym ruchem zgarnął go do kieszeni. Wyciągnął fajkę i zaczął ubijać w niej tytoń. Po dłuższej chwili zaciągania buchnął w twarz zrezygnowanemu młodzieńcowi.

- Chyba nie wyobrażasz sobie gryzipiórku, że będę strzępił język na sucho. Skocz no po beczułkę miodu i daj mnie chwilę co bym myśli zebrał. Pewno żeś nawet nie wiedział młokosie że kiedyś ziemia po której łazisz miała inny kształt niż dzisiaj - stary marynarz nalał sobie porcję miodu.

- A tak, słyszałem legendę, że wielki wybuch wulkanu...

- Gówno prawda! - kapitan zerwał się z krzesła - Żaden tam zafajdany wulkan, jeno wielka wojna, przerażające starcie przeróżnych istot zmieniło kształt kontynentu i pogrążyło świat we krwi i płomieniach...

Starzec zamaszystymi gestami opisywał historię, a młodzieniec z pasją w oczach otworzył grubą księgę, przygotował kałamarz i gęsie pióro, po czym z wielką wprawą notował każde słowo.

 

 

- Wiele wieków minęło od pogromu...a czasy to były straszne. Hordy bestyj i pokrak wszelakich wylazły z otchłani i swą masą zalały świat ówczesny. Dawni mieszkańcy darmo skóry dać nie chcieli, zapomniawszy o urazach i waśniach pod wspólnym sztandarem rąbać bestyje poczęli. Walka jednak przegrana była...jakże to z taką siłą wygrać mieli. Wkrótce miasta płonęły, rynsztoki spływały juchą poległych, a trup ścielił się gęstszy niż śnieg u Norstygów. Biedne ludziska zdali sobie sprawę, że kres ich nadejdzie rychło. Wszelakie istoty pochowały się w głębokich jaskiniach lub podziemiach choć nie było ich wielu. Garstka ocalałych ludzi ratunku na otwartym morzu poczęła szukać i w pośpiechu wielkim cztery statki opuściły port starożytnego miasta, które płomienie już trawić poczęły. Ziemia pogrążyła się w chaosie całkowitym. Powiadają, że bogowie istną arenę walk sobie tu urządzili. Burze, sztormy, wiatry okrutne sprowadzili, ziemią trząść poczęli, nawet ten twój zafajdany wulkan kipieć zaczął. Ile to trwało...nikt tego nie wie.

 

- A co z uciekinierami? - kronikarz zapisywał kolejną stronę.

 

CDN

Poprawiony: niedziela, 05 lutego 2012 16:06